piątek, 29 lipca 2011

OPI – Color so hot it berns


Witam,
dzisiejszym przedmiotem recenzji będzie lakier OPI – perełka w mojej sporej kolekcji emalii do paznokci. Na wstępie pragnę wyjaśnić, że na codzień nie kupuję lakierów powyżej 20 złotych, gdyż zmieniam co parę dni kolor na paznokciach, ponieważ szybko zaczynają mnie nudzić, nie pasują do nastroju lub ubrania.
„Color so hot it berns” kupiłam z dwóch, może z trzech powodów. Po pierwsze, dostałam kupon do zrealizowania w perfumerii Douglas, który opiewał na kwotę 40 złotych. Pierwotnie miał być przeznaczony na mój ulubiony (i piekielnie drogi) tusz, ale z racji, że zabrakło zestawów promocyjnych z płynem do demakijażu i kredką do oczu zaczęłam rozglądać się za moim uzależnieniem – lakierami do paznokci. Po drugie, dużo dobrego czytałam o marce OPI. Że emalie ładnie kryją, że są trwałe, po prostu: dobre jakościowo. Po trzecie, padło właśnie na ten odcień, gdyż niesiona falą rozwagi w doborze kolorów jeśli chodzi o tak drogi lakier, wybrałam najbardziej klasyczny z możliwych.
 „Color so hot it berns” pochodzi ze Swiss Collection, która była wprowadzona do sprzedaży jesienią 2010 roku. Odcień to żywa, czysta, kremowa czerwień, bez żadnego shimmeru, różowych lub pomarańczowych podtonów. Konsystencja jest w sam raz: ani za rzadka, ani zbyt gęsta. Dwie warstwy wystarczają do pełnego krycia, a malowanie jest bardzo łatwe i szybkie dzięki wygodnemu szerokiemu pędzelkowi. Bardzo ładnie błyszczy, nawet bez top coata. Schnie w miarę szybko. Korek wygodnie leży w ręce i nie zasłania paznokcia. Ma lekko chropowatą powierzchnię, co pomaga pewnie go trzymać, nawet w lekko wilgotnych rękach. Od otwarcia mamy 24 miesiące na zużycie produktu (ktoś zużył w ogóle wcześniej lakier do paznokci?). Ta informacja wydaje mi się dość istotna, gdyż na przykład lakiery z Inglota mają jedynie dwunastomiesięczny okres przydatności (swoją drogą lakier OPI zdegradował mojego poprzedniego faworyta w kategorii lakiery czerwone, czyli Inglot nr 21).

Czym przede wszystkim zdobył moje serce? Trwałością. Lakier nie odpryskuje, ale stopniowo ściera się z końcówek paznokci. Większe ubytki są widoczne po 5-7 dniach (!). Testowałam go już podczas wszystkich prac domowych: prania ręcznego w gorącej wodzie, zmywania, mycia podłóg, a ostatnio miałam nim pomalowane paznokcie, podczas wnoszenia na pierwsze piętro 33m2 kafelek podłogowych, 25-kilogramowych worków z klejem i paru wiader fugi. Wszystko przeszedł nad wyraz dzielnie. Zaznaczam, że mam bardzo długie paznokcie, które mają tendencję do łamania się i rozdwajania, więc nawet bardzo dobry lakier trzyma się na moich paznokciach przeciętnie (maksymalnie 3 dni). Czy kupię ponownie? Tak! Ale muszę znowu dostać bon do Douglasa. Jedyne do czego mogę się przyczepić to cena i za duża butelka – 15 ml (wolę małe, bo lepiej się je przechowuje, jestem w stanie nie przekroczyć o 2 lata terminu ważności podanemu na opakowaniu, poza tym jest szansa, że nie zgęstnieje tak szybko). Jednak pomimo rocznego użytkowania nie zauważyłam, żeby lakier zmienił swoją konsystencję. Ideał? Jak dla mnie tak i polecam go każdej kobiecie, której praca wymaga nienagannego wyglądu oraz nie ma czasu na codzienne czekanie, aż jej pazury wyschną.

Cena: 49 zł





2 komentarze: